niedziela, 19 czerwca 2011

Tam gdzie pachną truskawki [ok. 81 km]

Dzisiaj planowaliśmy wybrać się nad Zalew Zegrzyński... Planowaliśmy, ale ponieważ rano Aga dzielnie walczyła z łataniem dętki i pogoda zapowiadała się dosyć niepewnie, zmieniliśmy zamiary. Nie było czasu na przygotowanie jakiejś szczegółowej trasy, dlatego zdecydowaliśmy się pojechać w przeciwną stronę, prosto przed siebie, w kierunku Tarczyna i jak przyjdzie pora, wrócić przez Zalesie na Kabaty na zasłużoną pizzę.

W Lesie Kabackim minęliśmy Centrum Operacji Powietrznych - jedno z około stu miejsc zamazanych na mapach google. GPS koło niego zrobił się wyjątkowo mało dokładny, być może to wina chmur i lasu, ale w innych miejscach, w podobnych warunkach nie było aż takich błędów.

Dalsza droga przebiegała dosyć spokojnie: trochę szosy, trochę szutru, był nawet fragment drogi wybrukowanej kostką bauma (co może nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że ta droga biegła między łąkami). Tak sobie jadąc, Dżako nagle zauważył lądującą koło szosy, z okrzykiem “kiwit kiwit”, czajkę.

Czajka jest jednym z symboli nadchodzącej wiosny, ponieważ przylatuje do nas jako jeden z pierwszych gatunków ptaków. Również jako pierwsza zaczyna od nas odlatywać - to była pewnie ostatnia szansa na spotkanie jej w tym roku!
Kolejne kłopoty z GPSem sprawiły, że trochę zboczyliśmy z obranego kursu i zaczęliśmy się niebezpiecznie zbliżać do Alei Krakowskiej - czego woleliśmy uniknąć. Przy okazji dowiedzieliśmy się też, gdzie jest Cmentarz Południowy, czyli najmłodsza nekropolia Warszawy. Usytuowany w miejscowości Antoninów, z ciekawostek - można na nim budować grobowce w formie kapliczek, bądź rozsypać prochy na “Łące Pamięci”.

Za cmentarzem trafiliśmy na całkiem przyjemną drogę, która wiodła przez las, łąki, a nawet jakąś rzeczkę:

W miejscowości o wdzięcznej nazwie Marylka natrafiliśmy na staw znajdujący się naprzeciwko domu sołtysa.
Potem dotarliśmy do szosy, która zaprowadziła nas do drogi na Tarczyn, z kierunku którego zaczęły napływać coraz ciemniejsze chmury. Dlatego też postawiliśmy odwiedzić Tarczyn jednak innym razem.

W miejscowości o kolejnej wdzięcznej nazwie: Prace Małe, nasza trasa wiodła wzdłuż pól uprawnych i sadów (jak na okolice Tarczyna przystało) Tam też mijaliśmy pola pełne wielkich, pięknie pachnących truskawek.
Chmur niestety było coraz więcej i były coraz bliżej, dlatego biliśmy rekordy prędkości uciekając przed nimi, aż trafiliśmy na szlak rowerowy prowadzący przez lasy, na południe od Łosia. Mocno piaszczyste, bądź zarośnięte wąskie ścieżki nieco spowolniły nasz odwrót. GPS znowu zawodził, ale udało nam się nie zgubić. Zaraz za Łosiem dopadł nas deszcz, ale dopiero w Krupiej Górce zatrzymaliśmy się na przystanku, żeby chwilę przeczekać i trochę obeschnąć. Po tym postoju nie pozostało nam nic innego, jak przez Zalesie Górne, mijając stawy rybne wrócić na wymarzoną pizzę;)
Podsumowując, miała to być krótka wycieczka, a wyszło nam w końcu 81 km, co jest dla niektórych członków ekipy Mazbike życiowym rekordem przebytego na raz dystansu;)
Ponadto, w czasie dzisiejszej wycieczki, oprócz wymienionej na początku czajki, spotkaliśmy m.in.: trzy krowy, kozę, zajączka i konie; krowy nie zgodziły się na zrobienie im zdjęć, koni i tak jest jest pełno, zając zwiał, za to koza pozowała nadzwyczaj chętnie:

Nasza trasa:


Pokaż Tam gdzie pachną truskawki [ok. 81 km] na większej mapie

niedziela, 12 czerwca 2011

Wyprawa po zdrowie [ok. 46 km]

Tym razem postanowiliśmy wykorzystać nasz atlas rowerowy “Okolice Warszawy na rowerze” Pascala i z niego zaczerpnęliśmy tytuł i trasę naszej dzisiejszej wycieczki - z tą małą różnicą, że jechaliśmy w przeciwną stronę.
Przez Wilanów dotarliśmy do ul. Vogla, z której na wysokości pola golfowego w Morysinie widać ruiny neogotyckiej bramy. W zeszłym roku próbowaliśmy się do niej dostać, ale skutecznie uniemożliwiły nam to zwalone drzewa, bujne pokrzywy i tysiące komarów.
Dziś z kolei popsuł nam się niestety aparat, przez co straciliśmy zrobione po drodze zdjęcia, w tym również te morysińskiej bramy. Dlatego też poniżej zamieszczamy zdjęcie z innego źródła (w pozostałych przypadkach będą to nasze zdjęcia z komórki).

Link

Jest to brama wjazdowa na teren dawnego parku i do pałacu Maurycego Potockiego. Powstała w 1846 r. według projektu Henryka Marconiego. Znajduje się na wprost pałacu w Wilanowie. Co ciekawe, brama mieściła również mieszkanie dla stróża. Niestety została zniszczona w 1944 r. Po wojnie należała do SGGW, a dziś ze względu na zawiłe spory spadkobierców teren ten niszczeje. Istniały i pojawiają się co jakiś czas plany odbudowania i odrestaurowania obiektów, jednak do tej pory jedynie na chęciach się kończy. Mimo, że od 1973 r. ruiny są zapisane w rejestrze zabytków, to są niestrzeżone i dewastowane przez niektórych okolicznych mieszkańców. Na terenie znajdował się też Pałacyk, Domek Stróża, Gajówka i inne obiekty - polecamy artykuł na ten temat w serwisie “sztuka.net” opatrzony licznymi zdjęciami.


Nasza dalsza droga biegła wzdłuż wiślanego wału.



Po drodze minęliśmy hałdę pyłów z elektrociepłowni Siekierki oraz ujście rzeczki Jeziorki (wpadającej oczywiście do Wisły). I tak dojechaliśmy do miejscowości Gassy, gdzie na ostrodze Wisły znajduje się nieczynna przeprawa promowa, dzięki czemu można dostać się suchą stopą, a nawet rowerem, prawie na środek rzeki.


Ten fragment Wisły należy do Rezerwatu Przyrody Wyspy Świderskie słynącego m.in. z wielu gatunków rzadko spotykanych ptaków.






Po odpoczynku nad Wisłą,

skierowaliśmy się na zachód do Obór. Po drodze przejechaliśmy przez rezerwat "Olszyna Łyczyńska" ze 100-letnimi olchami.
W Oborach podjechaliśmy pod bramę pałacyku Wielopolskich, opatrzoną znakami “teren prywatny, obcym wstęp wzbroniony”. Żałowaliśmy więc, że nie da się go obejrzeć, tym bardziej, że posiada on całkiem ciekawą i długą historię. Wybudowany został już w latach 1681-88 r. w stylu barokowym. Położenie tej wiejskiej rezydencji sprzyjało kontaktom właściciela, Jana Wielopolskiego z Janem III Sobieskim, który mieszkał w Wilanowie. Skończyło się to wszystko na ślubie Wielopolskiego z siostrą samej królowej Marysieńki;) Jednak już w 1688 r. Wielopolski okazał się być w spisku politycznym przeciwko Sobieskiemu, co doprowadziło do jego nie do końca wyjaśnionej śmierci (najprawdopodobniej tu, w Oborach). Obecnie w pałacu mieści się Dom Pracy Twórczej im. Bolesława Prusa.


Zrobiliśmy też rundkę niebieskim szlakiem przez rezerwat "Skarpa Oborska", z którego ledwo dało się wyjechać - baaaardzo zarośnięte, wąskie ścieżki i znowu te pokrzywy...


Z Obór przez Konstancin, mijając tężnie solankowe, wróciliśmy na Ursynów, gdzie na koniec wpadliśmy do nowego parku przy Bażantani*. Jeszcze niedawno były tu chaszcze, dziś już znajduje się tutaj nowy park z placami zabaw, drewnianym mostkiem, boiskami, ścianką wspinaczkową, mini skateparkiem i innymi atrakcjami.


* bażantarnia z nazwy istniała w czasach Jana III Sobieskiego na miejscu Pałacu Natolińskiego


Trasa:

Pokaż Gassy [ok. 46 km] na większej mapie